Dziś dom z bali jest marzeniem wielu. Kojarzy się z luksusem i romantycznym weekendem w górach. Ale wyobraźcie sobie, że jeszcze 150 lat temu, wjeżdżając do Kadłuba pokazał by się wam taki obraz:
Z daleka, jeszcze w lesie, na głównym trakcie ze Strzelec, którzy przebiegał wtedy dzisiejszą ulicą Wolności, poczulibyście dym, który unosił się z murowanych kominów drewnianych chat. Domy były zbudowane z ciosanych belek drewnianych, kryte słomą, co niektóre jeszcze dodatkowo były otynkowane gliną i na biało pomalowane. Jedyne murowane domy w tym czasie to stara szkoła na Piecu, pozostałości wysokiego pieca, młyn na Barwinku, gospoda na Piecu (potem poczta), gospoda i młyn w Kadłubie, pałac hrabiowski z zabudowaniami gospodarczymi (potem nadleśnictwo). Wioski w naszej okolicy wyglądały jak skansen w Bierkowicach.

W tle drewniany dom na ulicy Młyńskiej, kryty słomą, tynkowany gliną i bielony
Niestety ówcześni fotografowie ulegli poglądowi, że murowane jest nowoczesne i tylko murowane należy fotografować, dlatego na starych kartkach pocztowych znajdujemy często jedyne murowane budynki we wiosce. Tak też to było w Kadłubie.
Na niewielu zdjęciach rodzinnych z lat 1920tych udało się jednak uchwycić starą drewnianą zabudowę.

Dom posłańca gminnego Josefa Locha mieszczący się koło nowej szkoły, a rozebrany w 1932 roku.

Poświęcenie kamienna węgielnego kościoła, w tle dom drewniany obok domu murowanego.
Architekt Hans Joachim Helmigk w publikacji „Oberschlesische Landbaukunst um 1800“ zachwyca się, że Śląsk i śląscy cieśle słynęli z kunsztu stawiania drewnianych budowli. Każdy chłop potrafił z pomocą czeladnika ciesielskiego wybudować dom czy budynek gospodarczy. Drewno na lesistym terenie było prawie za darmo, a drewniane domy kryte słomą skutecznie chroniły przed srogimi zimami. Nawet koloniści niemieccy, którzy przynieśli ze sobą technologię stawiania domów z muru pruskiego (drewniana konstrukcja szkieletowa wypełniona cegłą) dopasowywali swoje budynki do klimatu i stawiali często domy drewniane.
Jednakże domy drewniane miały jedną poważną wadę: były bardzo palne. Po przejęciu Śląska przez Prusy król Fryderyk Wielki wydał w 1756 roku pierwsze przepisy ppoż. i zabronił stawiania domów z drzewa ciosanego. Jednakże zarządzenie długo nie wszędzie przestrzegano, szczególnie w odległych od miast wioskach położonych w gęstych lasach. Mieszkańcy byli bardzo biedni, nie stać ich było na kupienie cegieł czy kamieni. A dodatkowo bardzo złe drogi uniemożliwiały transport.

Jednakże w 20 wieku śląskie drewniane budownictwo dopadła moda i przepisy. Dom drewniany uchodził za niemodny, zacofany, a przepisy pożarowe, szczególnie wysokie stawki składek na ubezpieczenie ogniowe, zmusiło właścicieli do budowy domów murowanych. Stopniowo domy drewniane zastępowano murowanymi. Ostatni drewniany dom w Kadłubie rozebrano w latach 1960tych.

Spalony w pożarze w 1936 dom Johanna Koya na przeciw nowej szkoły.
Jak palnym materiałem jest drewniana wioska opowiada artykuł z 22 maja 1936 roku, którego wycinek znajduje się w kadłubskiej kronice szkolnej.
„Wielki pożar w Kadłubie. W sobotę przed południem spaliły się 4 zagrody: Johanna Koya, Jakoba Lasara, Antona Kaczmarczyka i Petera Hasteroka. Częściowo aż do fundamentów. Pożar szczególnie silnie zniszczył zagrodę Koya, gdzie się ogień zaprószył. Został tylko komin i kila gołych murów. Straże pożarne z okolicy, w tym ze Strzelec mogły już tylko zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się ognia.
Pożar zaprószony w domu chałupnika Koja (mieścił się naprzeciwko szkoły podstawowej) przeszedł na kryty słomą dach, tak więc nie można było uratować nawet bydła. Żona właściciela po zobaczeniu ognia chciała uratować żywy inwentarz i pognała bydło z obory, jednak bydło pobiegło z powrotem w ogień. Spaliły się dwie wartościowe krowy, jeden byk, cztery świnie, 13 gęsi i nawet pies. Kobieta i jeszcze jedna wycużniczka doznały oparzeń i musiały być przewiezione do szpitala do Strzelec. Zaraz po zgłoszeniu ognia na miejsce przybyła miejscowa straż z sikawką silnikową. Jednakże nie potrafiła ugasić zarzewia ognia. Wezwano także strzelecką jednostkę, która po 30 minutach pod dowództwem kierownika straży Wosnitza przybyła na miejsce. Ogień zwalczano trzema rurami, użyto 400 metrów węży, gdyż rzeczka wiejska była w znacznej odległości od miejsca pożaru.

Spalony dom obok domu Johanna Koya.
Przyczyną pożaru było zapalenie się komina, a iskry wydobywające się z niego zapaliły sąsiednie dachy kryte słomą. Szkoda trafia właścicieli mocno, bowiem nie byli wystarczająco ubezpieczeni. Mieszkańcy opowiadali, że co roku w maju spotykają wioskę takie pożary. 10 starych budynków spaliło się w pożarze w roku 1931.
Znowu uległa zniszczeniu praca rąk ludu. Jakkolwiek domy kryte słomą są romantyczne, jednakże są one niebezpieczne szczególnie w ciepłych porach roku, z powodu ich łatwopalności.”
Na marginesie wycinka prasowego wynotowano pożary w Kadłubie od 1927 roku:
2.7.1927
Klyszcz Wiktoria
14.2.1927
Koj Josef naprzeciw szkoły
Styczeń 1927
Stodoła dominialna (hrabiowska)
4.5.1928
Mrohs Franz II
Chlebosch Johann
Anderwald Franz
Hapetta Lorenz
Na Banatkach
Potem
Gordzielik
1929
Pollok Peter
Hasterok Franciska
Jagusch
Banatki
3.3.1929
Klyszcz Michael
Banatki
Klyszcz Franz
Ploch Michael
Kadłub


Mapa z murowanymi domami rok 1881